Wojciech Bojanowski z TVN był pewien, że nie wróci z Kijowa. Ujawnił kulisy wojny: „Rozpłakałem się”
Wojciech Bojanowski 11 marca ogłosił, że po prawie trzech tygodniach pracy jako korespondent TVN w Ukrainie, wraca do Polski. Zapowiedział, że nie zostawi mieszkańców bez pomocy. Jeszcze nie tak dawno nad jego głową latały rakiety, a maleńki syn mógł go oglądać tylko na ekranie telewizora. Wojciech Bojanowski opowiedział nieco więcej o wojnie w nowym podcaście Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego w „Onecie”.

Wojna w Ukrainie trwa już niemal miesiąc, a jej końca na próżno się dopatrywać. Kijów, Mariupol i Charków nadal pozostają pod ostrzałem. Udaremniono też kolejny zamach na Wołodymyra Zełenskiego. Z Ukrainy uciekły ponad 3 miliony osób, z czego ponad 2 miliony przekroczyły polską granicę. Władze informują, że zginęło 117 dzieci.
Zobacz także: Wojna na żywo – najnowsze informacje
Wojciech Bojanowski wrócił do Polski. Dziennikarz TVN nie był pewien, czy uda mu się wydostać
Dziennikarz stacji TVN musiał wycofać się z terenów ogarniętych wojną. Przez wiele dni rzetelnie relacjonował bieżące wydarzenia i pokazywał zbombardowane tereny. Raz nad jego głową przeleciały rakiety – potem okazało się, że celem była ukraińska telewizja, zginęło pięć osób.
Wojciech Bojanowski był gościem podcastu Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego w „Onecie”. Dziennikarz nie krył, że niejednokrotnie targała nim bezsilność wobec tragicznej sytuacji i cierpienia mieszkańców. Nad emocjami nie dało się zapanować.
- To było tak bezsensowne. Rozpłakałem się. Muszę zbudować pancerz. Oglądanie z bliska bardzo mocno ryje banię – mówił Wojciech Bojanowski odnośnie odwiedzania namiotów, w których przebywali Ukraińcy. Jako pracownik polskich mediów był ciepło przyjmowany przez miejscową ludność.
- Te działania mniej lub bardziej zdecydowane są tam ciepło przyjmowane. Fajnie jest być Polakiem w Ukrainie. Codziennie jak przejeżdżaliśmy przez kilkadziesiąt checkpointów i mówiliśmy, że jesteśmy „żurnalisty z Polszy” to słyszeliśmy „jedźcie, jeszcze dostaniecie bułkę lub kiełbasę, jeśli została” – mówił dziennikarz.
Wojciech Bojanowski zapytany o to, czy Władimir Putin zatrzyma się tylko na atakowanym kraju, odparł, że jest pesymistą i według niego „to się nie skończy na Ukrainie”.
- Ja jestem pesymistą i myślę, że to się nie skończy na Ukrainie. Mam poczucie, że trudno się będzie cofnąć Władimirowi Putinowi. To, że to tak źle idzie, też może go sprowokować. Początek tych działań był fatalny, a jak coś nie wychodzi, to człowiek jest gotowy iść na całość – tłumaczył Wojciech Bojanowski.
- Byłem pewien, że my z tego Kijowa się nie wydostaniemy. Ale nagle okazało się, że ta wielka rosyjska kolumna utknęła w błocie. Trzeba pamiętać, że z obu stron działa propaganda, a weryfikacja czegokolwiek jest ogromnie trudna. Tam na każdym rogu powinien stać dziennikarz – wspomina.
- Nie znam nikogo, kto nie zostałby tym dotknięty. To nie są takie rany, które będzie można wyleczyć. Wojna zostanie na całe życie – mówił dziennikarz o wojennych doświadczeniach.
Wojciech Bojanowski wyznał także, że kilka razy znalazł się w sytuacji zagrożenia życia. Dwa razy celowano do niego z brodni. Zaznaczył również, że wiele historii zwyczajnie zabierze ze sobą „do grobu”. Nie chce też oglądać materiałów zrealizowanych przez siebie, ponieważ są wręcz przesiąknięte bólem.
Polskie gwiazdy, które pomagają Ukrainie. Znani Polacy wspierają ofiary wojny [GALERIA]
