Obserwuj w Google News

Wojciech Bojanowski z TVN był pewien, że nie wróci z Kijowa. Ujawnił kulisy wojny: „Rozpłakałem się”

Klaudia Bochenek
3 min. czytania
22.03.2022 18:07
Zareaguj Reakcja

Wojciech Bojanowski 11 marca ogłosił, że po prawie trzech tygodniach pracy jako korespondent TVN w Ukrainie, wraca do Polski. Zapowiedział, że nie zostawi mieszkańców bez pomocy. Jeszcze nie tak dawno nad jego głową latały rakiety, a maleńki syn mógł go oglądać tylko na ekranie telewizora. Wojciech Bojanowski opowiedział nieco więcej o wojnie w nowym podcaście Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego w „Onecie”.

Wojciech Bojanowski
fot. Screen Instagram w.bojanowski

Wojna w Ukrainie trwa już niemal miesiąc, a jej końca na próżno się dopatrywać. Kijów, Mariupol i Charków nadal pozostają pod ostrzałem. Udaremniono też kolejny zamach na Wołodymyra Zełenskiego. Z Ukrainy uciekły ponad 3 miliony osób, z czego ponad 2 miliony przekroczyły polską granicę. Władze informują, że zginęło 117 dzieci.

Zobacz także:  Wojna na żywo – najnowsze informacje

Wojciech Bojanowski wrócił do Polski. Dziennikarz TVN nie był pewien, czy uda mu się wydostać

Dziennikarz stacji TVN musiał wycofać się z terenów ogarniętych wojną. Przez wiele dni rzetelnie relacjonował bieżące wydarzenia i pokazywał zbombardowane tereny. Raz nad jego głową przeleciały rakiety – potem okazało się, że celem była ukraińska telewizja, zginęło pięć osób.

Wojciech Bojanowski był gościem podcastu Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego w „Onecie”. Dziennikarz nie krył, że niejednokrotnie targała nim bezsilność wobec tragicznej sytuacji i cierpienia mieszkańców. Nad emocjami nie dało się zapanować.

- To było tak bezsensowne. Rozpłakałem się. Muszę zbudować pancerz. Oglądanie z bliska bardzo mocno ryje banię – mówił Wojciech Bojanowski odnośnie odwiedzania namiotów, w których przebywali Ukraińcy. Jako pracownik polskich mediów był ciepło przyjmowany przez miejscową ludność.

- Te działania mniej lub bardziej zdecydowane są tam ciepło przyjmowane. Fajnie jest być Polakiem w Ukrainie. Codziennie jak przejeżdżaliśmy przez kilkadziesiąt checkpointów i mówiliśmy, że jesteśmy „żurnalisty z Polszy” to słyszeliśmy „jedźcie, jeszcze dostaniecie bułkę lub kiełbasę, jeśli została” – mówił dziennikarz.

Wojciech Bojanowski zapytany o to, czy Władimir Putin zatrzyma się tylko na atakowanym kraju, odparł, że jest pesymistą i według niego „to się nie skończy na Ukrainie”.

- Ja jestem pesymistą i myślę, że to się nie skończy na Ukrainie. Mam poczucie, że trudno się będzie cofnąć Władimirowi Putinowi. To, że to tak źle idzie, też może go sprowokować. Początek tych działań był fatalny, a jak coś nie wychodzi, to człowiek jest gotowy iść na całość – tłumaczył Wojciech Bojanowski.

Redakcja poleca

- Byłem pewien, że my z tego Kijowa się nie wydostaniemy. Ale nagle okazało się, że ta wielka rosyjska kolumna utknęła w błocie. Trzeba pamiętać, że z obu stron działa propaganda, a weryfikacja czegokolwiek jest ogromnie trudna. Tam na każdym rogu powinien stać dziennikarz – wspomina.

- Nie znam nikogo, kto nie zostałby tym dotknięty. To nie są takie rany, które będzie można wyleczyć. Wojna zostanie na całe życie – mówił dziennikarz o wojennych doświadczeniach.

Wojciech Bojanowski wyznał także, że kilka razy znalazł się w sytuacji zagrożenia życia. Dwa razy celowano do niego z brodni. Zaznaczył również, że wiele historii zwyczajnie zabierze ze sobą „do grobu”. Nie chce też oglądać materiałów zrealizowanych przez siebie, ponieważ są wręcz przesiąknięte bólem.

Sonda Radia ZET
####default####