Obserwuj w Google News

Magda Stępień uderza w Kubę Rzeźniczaka. "Zależy mu na ratowaniu własnej d*py". Oświadczenie modelki

8 min. czytania
08.02.2022 21:13
Zareaguj Reakcja

Magdalena Stępień wydała bardzo długie oświadczenie, w którym uderza w swojego byłego partnera i ojca jej synka. Modelka twierdzi, że Jakub Rzeźniczak skupia się na "ratowaniu własnej d*py" a nie na ratowaniu życia syna. Publikujemy całą treść oświadczenia Magdaleny Stępień.

Magda Stępień
fot. Instagram/Magdalena Stepień/screen

Magdalena Stępień mocno zareagowała na dzisiejsze  komentarze Jakuba Rzeźniczaka, dotyczące leczenia ich synka Oliwiera. Z wypowiedzi piłkarza można było wnioskować, że jego zdaniem synek ma w Polsce dobrą opiekę, niejako kwestionując zasadność wyjazdu dziecka do Izraela. Słowa Rzeźniczaka były wodą na młyn komentarzy i zamieszania, jakie w ciągu ostatnich dni przetoczyło się w mediach. Mama Oliwiera mocno zareagowała na słowa byłego partnera. Postanowiła usunąć z Instagrama wszelkie zdjęcia, a w ostatnich InstaStories wyjaśniła, z czego wynika ta trudna sytuacja.

W długim oświadczeniu, którego pełną treść przytaczamy na dole artykułu, Stępień uderza w Rzeźniczaka, zarzucając mu "chronienie własnej d*py" i przejmowanie się PR-em, a nie ratowaniem życia syna. Modelka tłumaczy dokładnie, jak wyglądać miały ich relacje i kontakty w sprawie choroby syna. Wyjaśnia, że podjęła decyzję o uruchomieniu zbiórki pod presją czasu i w obliczu braku reakcji ze strony byłego partnera. Stępień twierdzi także, że angażowanie się ojca Oliwiera, którego określa "tą osobą", na sam koniec, kiedy już wszystko jest gotowe do podróży i przekonywanie, że chłopiec może być leczony w Polsce, jest oczernianiem jej i stawianiem w złym świetle.

Zobacz także: Narzeczona Rzeźniczaka ostro zaatakowana. "Odebrałaś ojca dziecku, które nie wiadomo czy przeżyje"

Magda Stępień uderza w Kubę Rzeźniczaka. Modelka opublikowała długie oświadczenie

Powiem wam, że jest mi przykro (…). Nie wiem, co mam Wam powiedzieć. Teraz nie jest dobry czas na tłumaczenie się i pokazywanie całej prawdy. No ale tak to jest, jak komuś zależy na własnym PR-ze i ratowaniu własnej d*py niż na ratowaniu życia syna - zaczyna Stępień i dalej tłumaczy, skąd decyzja o wylocie do Izraela.

Oliwier ma tu na przeżycie tutaj w Polsce 2 procent szans. W Izraelu pojawiło się więcej, więc podjęliśmy decyzje, że polecimy tam i spróbujemy tam, mając tutaj też dobrą opiekę, ale tam pojawiło się więcej procent, więc chcieliśmy go tam ratować - mówi, ujawniając, jak wyglądać miały próby kontaktu z Rzeźniczakiem.

Jedna z bardzo bliskich mi osób powiadomiła Kubę, że jest szansa na ratunek dla Oliwiera w Izraelu. Odpowiedzi nie otrzymywaliśmy. Później powiadomiliśmy go, że będzie potrzebne 250 tysięcy – też odpowiedzi nie otrzymywaliśmy i z racji tego, że musieliśmy bardzo szybko działać, podjęliśmy decyzję o tym, że zakładamy zbiórkę, nie informując Kuby o tym. No bo skoro nie było odpowiedzi, to zrozumieliśmy, że nie dysponuje takimi pieniędzmi. A jeśli dysponował, to kiedy pojawiła się zbiórka, mógł mi napisać: Magda, dysponuję takimi pieniędzmi, proszę, usuń tę zbiórkę, ja pokryje te koszty. Ale takiej wiadomości nie otrzymałam - ujawnia modelka.

Teraz, po wczorajszym USG, kiedy okazało się, że guz jest mniejszy, ojciec dziecka stwierdził, że Oliwier ma tu dobrą opiekę i uważa, że dziecko powinno być tutaj leczone, kiedy jeszcze kilka dni temu sam podpisywał zgodę na jego wylot za granicę i uważał, że trzeba ratować dziecko tam, w Polsce nie ma sensu, jak tam jest więcej procent - kontynuuje. Jesteśmy w kontakcie z rodzicami dzieci, które mają lub miały taki nowotwór, którzy informowali nas o wszystkim. Myślę, że każdy z rodziców, będący w takiej sytuacji, postąpiłby tak samo - dodaje, tłumacząc swoją decyzję i uderzając w Rzeźniczaka:

Ale tak to jest jak ktoś chce teraz ratować bardziej siebie z całego tego syfu, który się zrobił, i wystawia oświadczenia, że lepiej małego leczyć tutaj, że się nie wiedziało o zbiórce i żeby mnie wpędzić w kozi róg i pokazać, że zbiórka nie była potrzebna, pokazać, że można małego leczyć w Polsce, że on tutaj wyzdrowieje. To, że guz się zmniejszył, nie znaczy, że on jest wyleczony i że liczba procent wyleczalności urośnie. Nie, nie urośnie, dalej jest dwa procent, a tam jest więcej, więc nie rozumiem takiego działania i takich tekstów - mówi. Ale jak ktoś angażuje się w ratowanie dziecka piąte przez dziesiąte, to są takie efekty. Dlatego ja nie będę tego za wiele tłumaczyć, załączę dokument, potwierdzający chorobę Oliwiera. Skupię się z rodziną tylko na ratowaniu mojego dziecka.

W swoim oświadczeniu Magda Stępień opisuje także wcześniejsze relacje z piłkarzem, a także zwraca się do hejterów. Jak twierdzi, przyjdzie czas na rozmowy z nimi, ale teraz chce skupić się tylko na ratowaniu zdrowia jej synka. Jak deklaruje, nie ma zamiaru więcej nic tłumaczyć i wdawać się w dyskusje. Modelka pokazała także zdjecia dokumentów, potwierdzających chorobę jej dziecka.

Redakcja poleca

Pełna treść oświadczenia Magdaleny Stępień

Powiem wam, że jest mi przykro (…). Nie wiem, co mam Wam powiedzieć. Teraz nie jest dobry czas na tłumaczenie się i pokazywanie całej prawdy. No ale tak to jest, jak komuś zależy na własnym PR-ze i ratowaniu własnej d*py niż na ratowaniu życia syna. Oliwier ma tu na przeżycie tutaj w Polsce 2 procent szans. W Izraelu pojawiło się więcej więc podjęliśmy decyzje, że polecimy tam i spróbujemy tam, mając tutaj też dobrą opiekę, ale tam pojawiło się więcej procent, więc chcieliśmy go tam ratować.

Jedna z bardzo bliskich mi osób powiadomiła Kubę, że jest szansa na ratunek dla Oliwiera w Izraelu. Odpowiedzi nie otrzymywaliśmy. Później powiadomiliśmy go, że będzie potrzebne 250 tysięcy – też odpowiedzi nie otrzymywaliśmy i z racji tego, że musieliśmy bardzo szybko działać, podjęliśmy decyzję o tym, że zakładamy zbiórkę, nie informując Kuby o tym. No bo skoro nie było odpowiedzi, to zrozumieliśmy, że nie dysponuje takimi pieniędzmi. A jeśli dysponował, to kiedy pojawiła się zbiórka, mógł mi napisać: Magda, dysponuję takimi pieniędzmi, proszę, usuń tę zbiórkę, ja pokryje te koszty. Ale takiej wiadomości nie otrzymałam.

Teraz, kiedy po wczorajszym USG, kiedy okazało się, że guz jest mniejszy, ojciec dziecka stwierdził, że Oliwier ma tu dobrą opiekę i uważa, że dziecko powinno być tutaj leczone, kiedy jeszcze kilka dni temu sam podpisywał zgodę na jego wylot za granicę i uważał, że trzeba ratować dziecko tam, w Polsce nie ma sensu, jak tam jest więcej procent. Jesteśmy w kontakcie z rodzicami dzieci, które mają lub miały taki nowotwór, którzy informowali nas o wszystkim. Myślę, że każdy z rodziców, będący w takiej sytuacji, postąpiłby tak samo.

Ale tak to jest jak ktoś chce teraz ratować bardziej siebie z całego tego syfu, który się zrobił, i wystawia oświadczenia, że lepiej małego leczyć tutaj, że się nie wiedziało o zbiórce i żeby mnie wpędzić w kozi róg i pokazać, że zbiórka nie była potrzebna, pokazać, że można małego leczyć w Polsce, że on tutaj wyzdrowieje. To, że guz się zmniejszył nie znaczy, że on jest wyleczony i że liczba procent wyleczalności urośnie. Nie, nie urośnie, dalej jest dwa procent, a tam jest więcej, więc nie rozumiem takiego działania i takich tekstów. Gdzie wcześniej ta osoba mówiła, że lećmy – bo podpisał zgodę, więc się zgadza, nikt go nie przymusił, żeby podpisać taką zgodę.

No ale wiadomo – teraz jest ważniejszy PR, PR, PR … i wybrał sobie dobry moment, żeby wybrnąć z tego, dlaczego nie udostępnił zbiórki. Wiadomo – bo dowiedział się o niej z internetu, bo nie trzeba wylatywać, nie trzeba dziecka ratować za granica, bo można je ratować tutaj. Ale jak ktoś angażuje się w ratowanie dziecka piąte przez dziesiąte, to są takie efekty. Dlatego ja nie będę tego za wiele tłumaczyć, załączę dokument, potwierdzający chorobę Oliwiera. Skupię się z rodziną tylko na ratowaniu mojego dziecka.

Usunęłam zdjęcia, żeby nie pojawiały się pod nimi dziwne komentarze i dyskusje, bo to mi jest teraz totalnie niepotrzebne. Ze swojej strony wyjaśniłam Wam, jak to wygląda. Myślę, że każda matka, każdy rodzic w takiej sytuacji nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby nie dał tych kilku procent swojemu dziecku i nie wybrał leczenia za granicą. Te kilka procent może odmienić jego życie. No ale jak się ktoś angażuje, jak się angażuje, raz odpisuje, raz nie odpisuje, gada jakieś głupoty, no to tak wychodzi.

Nasza relacja nigdy nie była jakaś super, nawet w czasie choroby były kłótnie, różne sytuacje, które nie były na miejscu. A to wszystko dlatego, że ja do dziś nie pozbierałam się po tym, co mnie spotkało siedem miesięcy temu, po tym, jak zostałam potraktowana, jak zostałam upokorzona. Ja nie potrafię rozmawiać z tą osobą i nie potrafię się z nią dogadać nawet ze względu na chorobę, dlatego że to, jak zostałam potraktowana, nadal jest w moim sercu. I choćbym ratować sama życie mojego dziecka z moją rodziną i przyjaciółmi, to jest możliwe. A takie wsparcie, które otrzymałam obecnie i w czasie choroby to jest prawie wsparcie zerowe. Angażowanie się teraz, na koniec, kiedy wszystko jest gotowe do wylotu, pokazywanie, że można dziecko leczyć w Polsce, to jest oczywiście oczernianie i stawianie mnie w złym świetle, wiedząc o tym jak jestem wykończona, siedząc tu w szpitalu – psychicznie i fizycznie, dokładanie mi stresu. Jest tak bardzo zapatrzony we własne życie.

Ja ze swojej strony z całego serca chcę podziękować wszystkim tym, którzy mnie wspierają, którzy są razem ze mną, którzy wierzą, że Oliwier wyzdrowieje, którzy walczą razem ze mną, dają mi wsparcie. Z całego serca Wam dziękuję. Wierzę, że wygramy tę walkę.

A jeśli chodzi o hejterów: jeśli chcecie mi coś zarzucić, przynieście dowody, wyślijcie mi dowody – porozmawiamy. Ale na pewno nie teraz, teraz liczy się tylko Oliwier i jego zdrowie i od tego momentu nie wdaję się w żadne dyskusje, w dziwne rozmowy. Poinformuję Was o przebiegu leczenia, o progresie. Teraz pasuje, bo psychika siada przez ten cały cyrk, który się odwalił.

Ojciec Oliwiera od początku oczekiwał ode mnie, żebyśmy weszli w relacje międzyludzkie ojciec-matka tak, jakby nic się nie stało, żebyśmy się komunikowali, że jest super, on odszedł, nie jesteśmy razem, każdy żyje swoim życiem, jesteśmy szczęśliwi, zapominamy o wszystkim i żyjemy dalej. Nie, tak się nie da. W Wielu wiadomościach, które do niego wysyłałam, w wielu telefonach było we mnie tyle złych emocji, że nie potrafiłam się z nim komunikować pisemnie, rozmowami – niczym. W naszym przypadku taka relacja ojciec-matka jest niemożliwa. Po tym, co przeszłam, nie jestem w stanie zapomnieć. Pojawiła się choroba dziecka i nawet ona nie ułatwiła mi komunikacji z Kubą. Jestem jaka jestem, mam w sobie mnóstwo emocji. Choroba dziecka tylko je spotęgowała. Myślę, że nikt nie jest w stanie pomyśleć, co ja czuję i jak się czuję od miesiąca, wiedząc, że moje dziecko jest śmiertelnie chore.

Ale nie nagrywam tego, by się tłumaczyć, tylko opowiedzieć, bo dostaje mnóstwo wiadomości, że tata Oliwiera się uaktywnił i daje wywiady, że jakiś wywiad się ukaże. Ja z chęcią ten wywiad zobaczę, co tam ciekawego on powie – czym chce się tak bardzo dzielić na kilka dni przed wylotem jego syna do Izraela. Cokolwiek jutro tam się ukaże, możecie sobie myśleć, co chcecie, ale myślę, że całe to milczenie w ostatnich tygodniach odpowie Wam na Wasze pytania. Ja nie będę się wypowiadać, chyba że pojawi się tam coś niezgodnego z prawdą, to może coś powiem, ale tak to uważam, że to jest mega nie na miejscu. Ale tak to jest, kiedy się ma wszystko dobrze poustawiane PR-owo i się wie, jak się wstrzelić, kiedy powiedzieć, kiedy dać wywiad, co powiedzieć, by na tym dobrze wyjść.

Ja mogę być taka zgnieciona, zgnojona, mi na tym nie zależy, mi zależy tylko na tym, żeby Oliwier był zdrowy i wyszedł z tej choroby. A jeśli tatuś chce dokładać, teraz, przed wylotem – niech dokłada. Życzymy powodzenia, razem z jego synkiem.

####default####