Obserwuj w Google News

Koniec mistyfikacji Bayer Full o podboju Chin. Będzie proces

3 min. czytania
02.03.2021 11:13
Zareaguj Reakcja

Bayer Full sprzedał w Chinach 67 milionów płyt - kto nie słyszał tej opowieści? Okazuje się, że autor tekstów, które zespół Sławomira Świeżyńskiego wykorzystał do nagrania chińskojęzycznego albumu, zapowiada sądową batalię.

Bayer Full
fot. Damian Klamka/East News

Bayer Full od lat cieszy się opinią zespołu, który - jako jeden z niewielu - sprzedał na zagranicznym rynku zawrotną liczbę płyt. O takim wyniku marzy wielu artystów. W mediach krąży historia o tym, jak to Bayer Full ruszyło na podbój chińskiego rynku muzycznego, a chińskojęzyczna wersja "Majteczek w kropeczki" była nucona przez miliony chińczyków. HBO zrealizowało nawet specjalny dokument. Inicjatorem wszystkich działań był sinolog Krzysztof Darewicz. Chciał on pokazać, że cudzoziemcy też potrafią śpiewać po chińsku i to na żywo. Zrodził się pomysł koncertu Bayer Full w Chinach, na którego potrzeby inicjator przygotował teksty do chińskich wersji utworów discopolowej grupy.

Zobacz także: Sławomir Świerzyński z Bayer Full atakuje Kult i Kazika: "Kto by chciał ich płytę kupić?"

Bayer Full czeka proces. Koniec mistyfikacji o podboju Chin

Chińskojęzyczna płyta Bayer Full miała się tam rozejść w wielomilionowym nakładzie. Sławomir Świerzyński mówił o 67 milionach egzemplarzy. Ostatecznie jednak do żadnych występów nie doszło. Pamiątką pozostał materiał zarejestrowany dla chińskiej telewizji. Jak twierdzi Krzysztof Darewicz, płyta cały czas sprzedawana jest w Polsce, a wokalista Bayer Full przypisuje piosenkom autorstwo.

"Te płyty Świerzyński sprzedaje od dziesięciu lat w Polsce. Nagranym na nich w języku chińskim piosenkom przypisuje sobie autorstwo. Chciałbym tym procesem położyć wreszcie kres nie tylko tej jawnej kradzieży praw autorskich, ale też kreowanej przez Świerzyńskiego od lat mistyfikacji o jego rzekomo zawrotnej karierze w Chinach i milionach sprzedanych płyt" - mówi Krzysztof Darewicz w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

W rozmowie Darewicz ujawnił, jak wyglądał cały proces nawiązania współpracy z Bayer Full oraz o tym, dlaczego zdecydował się na nieco starszą ekipę. Nie zależało mu tez na promocji disco polo, które wcale w Polsce nie cieszyło się wtedy dobrą sławą. Nie bez znaczenia była determinacja Świerzyńskiego, który opowiadał już o popularności jego zespołu w Chinach.

Kiedy ruszyła promocja zespołu, zawsze działo się to z playbacku, bo grupa nie umiała opanować nowego repertuaru bez zerkania w kartkę. Zawsze nagrywano wersje studyjne - na przykład podczas promocji w "Jaka to melodia?". Wokalista po prostu poruszał ustami, a nie śpiewał na żywo. Darewicz chciał, by to się zmieniło. Zaczął stawiać warunki, oczekiwał, by zespół przestał zakładać dziwne stroje, czytał z kartki. Był zaskoczony snutymi opowieściami o popularności grupy w Chinach. Szybko okazało się, że Świerzyński nie ma zamiaru niczego zmieniać. Współpraca się załamywała. Miał powiedzieć na koniec, że "więcej zarobi w Polsce na tej chińskiej ściemie. Bezczelnie odsłonił swoje prawdziwe oblicze. Od tamtej rozmowy więcej nie mieliśmy ze sobą bezpośredniego kontaktu" - ujawnia Darewicz.

Potem zespół wyjechał na własną rękę do Chin, a wreszcie wydał album "Polak i Chińczyk to jedna rodzina...", który nigdy nie miał ujrzeć światła dziennego.

"Utwory te, choć nie były przeznaczone do sprzedaży, zostały mimo to wydane w 2011 roku w postaci płyty Bayer Full »Polak i Chińczyk to jedna rodzina…« i wprowadzone do obrotu. Ale nie w Chinach, tylko w Polsce. Nie w sklepach, lecz na festynach. I bez mojej wiedzy, a tym bardziej zgody" - cytuje Wyborcza.

Zdaniem Świerzyńskiego, Darewicz nie jest autorem tekstów, a jedynie tłumaczeń - mimo że są one tak odbiegające od oryginału. Uważa, że autorowi nie należą się żadne pieniądze. I o to Darewicz będzie walczył przed sądem.

"W kwietniu 2013 r. zgłosił się do mnie agent Świerzyńskiego z wydawnictwa Agoy.pl, które najpierw zaproponowało mi odkupienie praw do »tłumaczeń«. A gdy ustaliliśmy, że to są nie tłumaczenia, tylko oryginalne teksty mojego autorstwa, wystąpiło z ofertą »eksploatowania nagrań, odprowadzając przez ZAiKS autorom tantiemę wynoszącą 8-10 proc. przychodu ze sprzedaży nagrań«. Nie wyraziłem na to zgody" - stwierdził.

RadioZET.pl/GW/AS

####default####