Violet - kadr z filmu
Kadr z filmu "Violet"
fot: materiały prasowe Galapagos Films

Kobietę sukcesu niszczy głos w głowie. Nierówna walka samej z sobą

Michał Kaczoń
Michał Kaczoń Redaktor Radia Zet
21.07.2022 18:24

„Violet” to amerykański dramat, opowiadający o kobiecie sukcesu, która boryka się z ciężkim problemem. W głowie słyszy głos, który deprecjonuje wszystkie jej sukcesy i próby polepszenia swojej sytuacji życiowej. O tym, dlaczego warto stawiać siebie na pierwszym miejscu, nie słuchać podszeptów złych myśli i walczyć o lepsze jutro, rozmawiałem z reżyserką Justine Bateman po premierze filmu na amerykańskim festiwalu South By Southwest (SXSW).

„Violet” to angażujący widza dramat, opowiadający o bohaterce, która walczy z własnymi demonami. Film Justine Bateman to zaskakujący portret kobiety po trzydziestce, która z pozoru osiągnęła wszystko, co zamierzała Odniosła sukces i jest wziętą, uznaną producentką filmową. Sęk tkwi w tym, że co chwilę sama podkopuje własny sukces i swoje przemyślenia, rozmawiając z drażniącym głosem w swojej głowie, który nieustannie ją krytykuje.

"Violet" to intrygujący zapis walki z samym sobą i "złymi myślami", które zdarzają się każdemu z nas. Magia "Violet" polega na niezwykle barwnym, audio-wizualnym sposobie prezentacji treści. Film stanowi atak na zmysły widza, dla zobrazowania i współodczuwania stanów emocjonalnych samej bohaterki. Wspaniała kreacja Olivii Munn i ciekawe zabiegi reżyserskie sprawiają, że "Violet" jest jednym z najlepszych filmów ostatnich miesięcy.

Michał Kaczoń: Twój film dotyka tematu toksycznych relacji. W tym takich, które możemy mieć z samymi sobą. Co sprawiło, że właśnie ten temat wydał ci się odpowiedni na twój debiut w roli scenarzystki i reżyserki? 

Justine Bateman: Napisałam ten scenariusz już w 2011 roku i odłożyłam go do szuflady. Kiedy nadszedł właściwy moment. Taki, w którym wiedziałam, że jestem już gotowa, by przygotować film pełnometrażowy, od razu pomyślałam o tym skrypcie. Mam w planach nakręcić jeszcze wiele filmów, ale pomyślałam sobie, że jeśli okazałoby się, że zrobię tylko jeden film w swojej karierze, zależy mi, żeby to była właśnie ta historia. O tym, jak zmienić swoje życie i przestać podejmować decyzje, zakorzenione w strachu i zacząć działać instuicyjnie, decydując się na rzeczy, wynikającej z potrzeby serca i takie, z którymi insynktownie dobrze się czujemy. Odkąd odkryłam, w jaki sposób zmienić to podejście, zależało mi, aby podzielić się tą wiedzą z innymi.

Powiedziałaś, że napisałaś ten film już dziesięć lat temu. Dlaczego zatem tak długo czekałaś, żeby zrealizować tę wizję na ekranie?

Wszystko zależy od odpowiedniego timingu. Zwłaszcza, jeśli chodzi o dzieła kreatywne. Odpowiedni projekt musi powstać w odpowiednim czasie. Inaczej tworzyłabym serię rzeczy, które nie do końca trafiają w sedno tego, o czym chciałam powiedzieć. Kiedy napisałam scenariusz „Violet”, był to jeden z wielu scenariuszy, które stworzyłam i odłożyłam do szuflady. Wciąż byłam aktorką i to było moje główne zajęcie. Pisałam z własnej potrzeby, nie myślałam w ogóle o tym, co zrobię z tymi scenariuszami. Zależało mi, żeby je wyrzucić z siebie. Kiedy zainteresowałam się mediami digitalnymi, zaczęłam produkować i pisać krótkie formy wideo.

Zaczęłam czuć się coraz pewniej w tym nowym świecie i moja kariera skręciła w stronę scenariopisarstwa i działań producenckich. Następnie zaaplikowałam na studia komputerowe na Uniwersytecie Kalifornijskim i dopiero po ich ukończeniu poczułam, że to wreszcie jest odpowiedni moment, bym mogła sięgnąć po kamerę. Mimo, że chciałam reżyserować odkąd skończyłam 19 lat, czułam, że muszę nabyć najpierw wiedzy i doświadczenia, by zrozumieć ten świat i wyrobić się formalnie. Zanim w wieku 53 lat zabrałam się za „Violet”, nakręciłam dwa filmy krótkometrażowe i dopiero wtedy miałam poczucie, że jestem gotowa na wyzwanie wyreżyserowania pełnego metrażu. 

Twój film ma bardzo uniwersalną wymowę i mówi o problemie, który dotyczy w zasadzie każdego z nas. Uczyniłaś jednak z Violet uznaną producentkę filmową w Hollywood. Dlaczego zdecydowałaś się na tę profesję i dlaczego właśnie ten zawód był najlepszym sposobem na opowiedzenie tej historii?

Wybór zawodu Violet był nieprzypadkowy. Zależało mi na tym, żeby był to zawód, który powszechnie uznawany jest za symbol osiągniętego sukcesu. Chciałam, żeby był on na tyle atrakcyjny, żeby widzowie nie mieli wątpliwości, że wewnętrzne rozterki bohaterki wynikają z jej wnętrza, a nie z warunków, w jakich się znajduje. Chciałam uniknąć sytuacji, w której widz mógłby powiedzieć: „To oczywiste, że zwątpiła w siebie, przecież mieszka w takim nieciekawym mieście i ma nierozwojową pracę”.

Nie jest to miła kategoryzacja, ale uznałam, że wybór zawodu, który powszechnie uznawany jest za pożądany, pomoże widzowi skupić się stricte na problemach wewnętrznych bohaterki. Bo na pierwszy rzut oka jej otoczenie i warunki pracy są naprawdę dobre, i wiele osób aspiruje do posiadania podobnego statusu i zawodu. Chciałam w ten sposób wyeliminować wpływ świata zewnętrznego na jej stany wewnętrzne. Violet miała być kobietą sukcesu, która „powinna” być zadowolona ze swojego życia.

Chciałam uniknąć sytuacji, w której widz mógłby powiedzieć: „To oczywiste, że zwątpiła w siebie, przecież mieszka w takim nieciekawym mieście i ma nierozwojową pracę”

Celowo wybrałam też Olivię Munn i zawód, który powszechnie uznawany jest za atrakcyjny. Chciałam pokazać, że skoro nawet osoby z takim wyglądem i w takim położeniu, mogą mieć problemy z niską samooceną i pokochaniem siebie, to każde z nas ma prawo czuć się czasem źle w swojej skórze. Ważne, by nauczyć się odnajdywać radość z przebywania we własnym towarzystwie. W tak konkretnym zarysowaniu tej postaci, kryje się jednak uniwersalizm, bo tak jak wspomniałeś – ten problem dotyczy nas wszystkich. Bohaterem mógłby być też mężczyzna. Wtedy pewnie głos w jego głowie mówiłby do niego nieco inne rzeczy, ale sama zasada, by się zgadzała.

Violet
Kadr z filmu "Violet"
fot. materiały prasowe Galapagos Films

No właśnie – głos w głowie. Czy gdyby bohaterem był mężczyzna, zdecydowałabyś się, żeby jego głos w głowie był kobiecy? Co w ogóle sprawiło, że zdecydowałaś, że Violet będzie słyszeć właśnie męski głos, który każe jej kwestionować wszystko swoje decyzje? 

Tak, myślę, że gdybym uczyniła bohaterem mężczyznę, zdecydowałabym, żeby to był głos kobiecy. Chodziło bowiem o zbudowanie jak największego kontrastu między bohaterką, a tym wewnętrznym głosem. Zdecydowałam, że głos, który słyszy Violet w swojej głowie, będzie męski, aby umożliwić jej oraz samemu widzowi spojrzenie na te natrętne myśli, które podkopują naszą własną wartość, jak na coś, co pada z ust kogoś innego. 

Pamiętam, że miało to ogromne znaczenie w moim własnym życiu. Gdy zaczęłam patrzeć na te natrętne myśli z zewnętrznej, zaczęłam się zastanawiać, jak bym się czuła i reagowała, gdyby takie rzeczy padały wobec mnie z czyichś innych ust. Trochę na zasadzie, że jeśli nie pozwalam innym traktować się w ten sposób, to dlaczego daję sobie przyzwolenie, by samemu robić sobie taką krzywdę takimi słowami i myślami? To ćwiczenie diametralnie zmieniło moje spojrzenie na samą siebie. Kiedy traktowałam te uwagi jako część siebie, jako własną myśl, która pochodziły z mojej własnej głowy, nadawałem im przez to ogromnego znaczenia i wagi.

Kiedy jednak zaczęłam je traktować, jak coś, co mogłabym usłyszeć od kogoś innego, zaczęłam dostrzegać, jak tak naprawdę brzmią. Dzięki temu zabiegowi, zaczęłam je podważać, kwestionować i analizować. Odbierać im moc. Takie potraktowanie tej sytuacji pozwoliło mi spojrzeć na te raniące słowa w bardziej obiektywny sposób, zabierać im siłę i nie przyjmować ich w głąb siebie. Właśnie na tym zależało mi najbardziej – aby w klarowny sposób pokazać widzowi, jak może sobie radzić z własnymi natrętnymi myślami. Dlatego kluczowym było, by ten wewnętrzny głos był oddzielny od bohaterki i był tak od niej różny. Dlatego też fakt, że jest to głos męski, był dla mnie tak ważny.

No właśnie – dochodzimy teraz do bardzo ciekawego zabiegu, zastosowanego przez Ciebie na ekranie. Z jednej strony mamy głos z offu, a z drugiej bohaterka odpowiada mu w formie napisów. Dlaczego tak ważne było przedstawienie tego „dialogu” właśnie w ten sposób?

Głos był obecny w scenariuszu od samego początku. Miał być tą siłą, która przygniata bohaterkę i nie pozwala jej żyć pełnią życia. Przeszkadza jej w poczuciu wolności. Dopiero, kiedy byłam w montażowni z moim montażystą, Jayem Friedkinem, odkryliśmy, że czegoś jeszcze nam brakuje. Mieliśmy poczucie, że to nie jest jeszcze ostateczna wersja tego filmu. Miałam poczucie, że nie uchwyciłam jeszcze w pełni tego immersyjnego uczucia, z którym chciałam zostawić widza. Brakowało jakiegoś elementu, który by pokazał, jak bardzo desperacko i z jak wielką pasją bohaterka chce wyjść z sytuacji, w której się znajduje.

Gdy zaczęłam patrzeć na te natrętne myśli z zewnętrznątrz, zaczęłam się zastanawiać, jak bym się czuła i reagowała, gdyby takie rzeczy padały wobec mnie z czyichś innych ust

Wtedy dotarło do mnie, że mogę rozwiązać ten problem po prostu… pisząc na ekranie. Jako młoda dziewczynka, a nawet w późniejszym życiu, uwielbiałam robić kolaże, a dodatkowo pisać po swoich pracach, robiąc notatki, itd. Bardzo lubię też sztukę spod znaku Petera Bearda i Eda Templetona. Ci twórcy też często pisali po swoich pracach. Pomyślałam więc, że to jest rozwiązanie, które może pomóc pokazać tę wewnętrzną walkę bohaterki, którą tak silnie chciałam uchwycić na ekranie.

Gdy dodałam napisy, stworzyło to pewien rodzaj szybkowaru (org. pressure-cooker), który otaczał bohaterkę gorącym powietrzem z każdej strony, budując dodatkowe napięcie. Miała poczucie, że Olivia i Violet znajdują się w środku tego szybkowaru, w którym z jednej strony głos próbuje ją zgnieść, a z drugiej jej własne słowa, pojawiające się najczęściej na dole ekranu, próbują wypchnąć ją do góry. Było to dla mnie wizualnie niezwykle stymulujące i poczułam wtedy, że takie nagromadzenie elementów idealnie odda widzowi trud walki, którą podejmuje Violet z samą sobą.

Czyj to krój pisma? Jak wpadłaś, jaki rodzaj czcionki będzie najlepszy?

To mój własny krój pisma, więc nie musiałam się nad tym nadmiernie zastanawiać. Wykonałam ponad pięćset napisów na moim tablecie Wacom, z czego potem 124 napisy pojawiły się w filmie.

Skoro jesteśmy przy warstwie wizualnej, to muszę zapytać też o paletę kolorystyczną i o zamysł na sceny, w których na ekranie pojawia się kolor czerwony, który niemal zalewa ekran. Dlaczego było ważne, by ten element pojawił się na ekranie właśnie w taki sposób?

Praca nad stroną wizualną to był dodatkowy proces. Zależało mi, żeby większość wydarzeń, które oglądamy, rozgrywała się jak gdyby przez filtr okna, po którym spływa miód. Chodziło o to, żeby kolorystyka była ciepła, przyjemna, podkoloryzowana, co miało stać w kontraście z bardziej drastycznymi rzeczami, które oglądamy. Jeśli zaś chodzi o kolor czerwony i to dudnienie, które pojawia się, gdy ta barwa pojawia się na ekranie, to zależało mi na tym, aby w ten sposób jeszcze silniej ukazać jej walkę z samą sobą. Aby dobitnie pokazać moment, w którym jej walka z głosem, poprzez napisy na ekranie, zostaje przegrana i Violet oddaje się tym złym myślom, które dosłownie – niczym ta czerwona barwa wchodząca na ekran – zalewają jej umysł.

Te momenty miały reprezentować jej upadek, moment, w którym poddaje się bez walki i pozwala tym negatywnym myślom stać się jej rzeczywistością. Zależało mi na tym, by była to barwa czerwona, ze względu na to, jak jest ona silna i wszechogarniająca, a przy tym tak natarczywa. Tak silnie działa na zmysły, że naszym jedynym sposobem jako widza, by nam nie przeszkadzała, jest się na nią uodpornić. Wszystkie zastosowane zabiegi stylistyczne miały sprawić, że widz poczuje się niczym bohaterka i poprzez oglądanie filmu, będzie w równie silnym napięciu, co ona.

Zależało mi na tym, by była to barwa czerwona, ze względu na to, jak jest ona silna i wszechogarniająca, a przy tym tak natarczywa

Dlaczego było ważne, żeby to właśnie była przeprawa przez wysoką trawę, a nie powiedzmy – wyjście z morza pełnego fal?

Nie wiem (śmiech). Instynktownie czułam, że ten obraz pasuje mi do tej historii i wydał mi się odpowiedni. Sama nie wiem dlaczego, ale miałam też skojarzenie z kurczakiem, który próbuje swoim dziobem przebić skorupkę jajka, by wyjść na zewnątrz. I fakt, że obraz trawy powtarza się w filmie kilkakrotnie, jest jak te kolejne ciosy dziobka kurczaka, próbującego wyjść na wolność.

W trakcie filmu Violet uczy się walczyć ze swoim wewnętrznym głosem i stawiać swoje potrzeby na pierwszym miejscu. W tym kontekście wyjątkowo mocna i przejmująca jest scena pod koniec, gdy bohaterka podejmuje decyzję w bardzo personalnej, krańcowej sytuacji. Dlaczego zależało ci, żeby ten moment pojawił się w filmie i jaka lekcja płynie z tej sceny?

Widzimy, jak negatywne myśli i decyzje, podejmowane z powodu strachu, wpływają na każdy obszar życia Violet: zarówno jej pracę, jak i życie personalne, romantyczne czy rodzinne. Oglądamy, jak radzi sobie z różnymi wariantami tych samych emocji, bo w każdej sytuacji pojawiają się one w nieco innym kontekście. W trakcie trwania akcji filmu widzimy, jak udaje jej się przezwyciężyć problemy w większości tych stref. Wydaje się więc, że już wygrała, już zmieniła swoje życie i udało jej się wyjść z tej spirali złego myślenia.

Zależało mi więc na tym, aby przypomnieć, że sprawy są nieco bardziej skomplikowane. Na koniec pozostaje jej więc jeszcze jedna strefa, w której nie rozwiązała swojego problemu. Taka, w której to złe myślenie jest zakorzenione wyjątkowo głęboko. I jeśli sobie z nim nie poradzi, nic z nim nie zrobi – jeśli się teraz podda i zawierzy temu głosowi, który podszeptuje jej złe rzeczy, cały progres, którego dokonała, może pójść na marne. Właśnie dlatego zależało mi, aby ta finałowa decyzja była tak trudna, tak personalna i tak bolesna. By zobaczyć, czy bohaterka jest już wystarczająco silna, by doszczętnie zmienić swój sposób myślenia.

Sam pomysł wziął się stąd, że sama dostrzegłam, próbując wyrwać się z własnego negatywnego myślenia i tej spirali złych myśli, że tego rodzaju sytuacje lubią się powtarzać. Pamiętam, że byłam zaskoczona, gdy sytuacja, z którą już raz sobie poradziłam, wracała, w nieco innej odmianie. Myślałam wtedy: „Ale przecież ja już rozwiązałam ten problem. Dlaczego on powraca i wciąż na mnie negatywnie wpływa?”. Odkryłam wtedy, że to wynika właśnie z tej struktury spirali złych myśli. Że te myśli wracają właśnie niczym na kolejnych punktach spirali i nawet jeśli poradziłam sobie z danym problemem na jednym poziomie, on jest nieco inny na wyższym poziomie, gdzie stawka jest dużo większa.

Ta nowa sytuacja jest więc bardziej złożona i trudniejsza, i trzeba wytrenować nowe metody radzenia sobie z nią. Z pozoru sytuacja jest podobna, ale wiążą się z nią nowe emocje, więc trzeba na nowo nauczyć się z nimi radzić. Dlatego właśnie zależało mi, aby ten finałowy problem był tak personalnie bliski i tak trudny do rozwiązania. By w momencie jej największego upadku, Violet poczuła, że wciąż ma wystarczająco dużo siły, by samej się podnieść, poradzić z problemem i wreszcie wyjść z tego błędnego cyklu. 

”Violet” trafi na platformy VOD już w czwartek 21 lipca.

Justine Bateman - rocznik ’66. Amerykańska aktorka, producentka, scenarzystka i reżyserka filmowa, nagrodzona Złotym Satelitą za film „Coś nie tak” oraz nominowana do Złotego Globa za rolę w serialu „Family Ties”. „Violet” to jej pełnometrażowy debiut reżyserski.

Michał Kaczoń
Michał Kaczoń

Dziennikarz kulturalny i fan popkultury w różnych jej odmianach. Wielbiciel festiwali filmowych i muzycznych, których jest częstym i chętnym uczestnikiem. Salę kinową traktuje czasem jak drugi dom. 

Adres e-mail: michal.kaczon@eurozet.pl