Oleg Sencov - wywiad o filmie "Nosorożec"
Oleg Sencov - wywiad o filmie "Nosorożec"
fot: Aleksandra Degórska
FILMOWIEC WIĘŹNIEM POLITYCZNYM

Dobry film jest niczym gra w bilarda. Rozmowa z Olegiem Sencovem

Michał Kaczoń
Michał Kaczoń Redaktor Radia Zet
11.11.2021 13:56

Nie lubię przemocy i nie chciałem nadmiernie nią epatować. Jednak podejmując temat światka przestępczego, trochę nie mogłem od tego uciec – Oleg Sencov opowiada o pracy nad swoim najnowszym filmem "Nosorożec".

„Nosorożec” to najnowszy film Olega Sencova, ukraińskiego reżysera filmowego, który w 2014 roku został skazany na karę więzienia z powodów politycznych. To brutalna historia mężczyzny, który za sprawą przemocy i nacisków staje się coraz ważniejszą personą w kryminalnym półświatku Ukrainy. Film bazuje na prawdziwych wydarzeniach, bez ogródek pokazując rzeczywistość lat 90. „Rhino” jest filmem otwarcia Ukraina! Film Festival, który startuje już 12 listopada. Miałem przyjemność porozmawiać z twórcą podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Nasza rozmowa dotyczyła nie tylko filmu, jego brutalności i ukrytych znaczeń, ale także niesprawiedliwości otaczającego świata i tego, co reżyserowi dawało siłę podczas pobytu w więzieniu.

Kadr z filmu "Nosorożec"
fot. mat. prasowe/AppleFilm Productions

Michał Kaczoń, Radio ZET: Spotkaliśmy się, aby porozmawiać o filmie “Nosorożec”, który jest twoją drugą pełnometrażową produkcją. Rozpoczęliśmy pracę, jednak z powodów politycznych projekt nie mógł zostać ukończony. Kiedy po latach ponownie mogłeś przystąpić do pracy nad produkcją, znajdowałeś się w innym momencie swojego życia. Czy z tego powodu wprowadziłeś jakieś zmiany do scenariusza? 

Oleg Sencov: Pierwsza wersja scenariusza powstała 8 lat temu, w 2013 roku. Rok później rozpoczęły się działania na Majdanie, w których aktywnie uczestniczyłem. Potem była sytuacja z Krymem, a ja zostałem oskarżony o działalność antyrządową i antykremlowską, i trafiłem do więzienia. W tamtym okresie miałem dużo czasu, więc pracowałem nad innymi projektami. Napisałem kilka książek i cztery scenariusze filmowe. Kiedy wyszedłem, postanowiłem powrócić do „Nosorożca”, bo bardzo zależało mi na tym projekcie.

Chciałem przedstawić ukraiński świat lat 90., gdy naszym krajem de facto rządziły gangi uliczne. Mam wrażenie, że w tamtym czasie w Polsce było podobnie (śmiech)

Nie wprowadziłem zbyt wielu poprawek do samego skryptu, ale poczułem, że dużo bardziej rozumiem tych bohaterów. Po tym jak sam niejako żyłem w podobnych warunkach, spojrzałem na tę historię z nieco innej perspektywy. Nie chcę porównywać współczesnego rosyjskiego więzienia do światka przestępczego z lat 90., ale miałem wrażenie, że ten okres pozwolił mi pełniej zrozumieć bohaterów i ich motywacje.

Jak bardzo różnił się proces pracy nad „Nosorożcem” w porównaniu z „Gamerem”, Twoim poprzednim filmem?

Oj, bardzo (śmiech). Przy „Nosorożcu” mieliśmy prawie siedmiokrotnie wyższy budżet niż przy „Gamerze”. Przy tamtym filmie pracowaliśmy ekipą pięciu osób. Tym razem było to już 75. Były to więc diametralnie inne warunki.

A jak pandemia wpłynęła na waszą pracę? 

Znacząco ją utrudniła. Musieliśmy pilnować dystansu, wszędzie nosić maseczki. Co tydzień cała ekipa była testowana. To były dodatkowe koszty. Z początku nie było też łatwo uzyskać dostęp do testów, więc był to też problem logistyczny. Na szczęście nasze działania się opłaciły i nikt z ekipy filmowej nie zachorował.

W 2020 roku wraz z Akhtemem Seitablayevem, stworzyłeś sztukę teatralną „Numery”, która została też zarejestrowana i wypuszczona w formie filmowej. Czego nauczyło Cię to doświadczenie?

Chyba zrozumiałem, jak bardzo kolektywna jest ekspresja filmowa. Chciałbym jednak zacząć od tego, że z mojej perspektywy „Numery” to bardziej projekt społeczny, a nie stricte przejaw projektu artystycznego. Akhtemem i ekipa filmowa zwrócili się do mnie, chcąc stworzyć projekt, w którym mógłbym uczestniczyć, wciąż przebywając w więzieniu. Zależało im, aby zająć mi czas czymś twórczym. Porozumiewaliśmy się listownie i w ten sposób ustalaliśmy koncepcję artystyczną tego projektu. Dużo rozmawialiśmy o dekoracjach, kostiumach i tego typu rzeczach. Nie da się jednak nakręcić filmu czy spektaklu listownie. Także nie mogę się podpisać w pełni pod tym projektem. Moje filmy to „Gamer” i „Nosorożec”. Przy „Numerach” mogę być co najwyżej konsultantem (śmiech). 

Wracając do „Nosorożca” – chciałem zapytać o świetną sekwencję otwierającą. Widzimy w niej wiele lat z życia bohatera, ale scena nakręcona jest jak gdyby na jednym ujęciu. Skąd pomysł, by właśnie tak przedstawić ten moment i ile pracy musieliście włożyć, żeby osiągnąć ten efekt?

Zależało nam, aby w dynamiczny sposób pokazać upływ dziesięciu lat z życia bohatera. Podobne zabiegi nie są wprawdzie nowością w kinie, ale czułem, że takie rozpoczęcie filmu idealnie pasuje do tej historii. Chciałem pokazać upływ czasu i utrzymać całą sekwencję niczym na jednym ujęciu – bohater wchodzi do domu z psem jako dziecko, a potem wychodzi z niego z dużym czworonogiem. Choreografia tej sceny zajęła nam dużo czasu. Kręciliśmy ją przez sześć dni i wykorzystaliśmy 18 różnych ujęć, a co najmniej drugie tyle zajęły nam same próby. Potrzebowaliśmy idealnie uchwycić wszystkie elementy. Nasz operator, Bogumił Godfrejow, musiał dokładnie pamiętać, w jaki sposób kamera przemieszczała się w poszczególnych ujęciach dla zachowania ciągłości. Wszystko musiało być precyzyjne i dokładne.

Cieszę się, że ta scena się udała. Zwłaszcza, że pamiętam, że na początku członkowie ekipy, widząc ją w scenariuszu, byli wyjątkowo sceptyczni. Podkreślali, że może nam się nie udać jej zrobić w sposób, w jaki sobie wymarzyłem.

Wierzyłem jednak w tę wizję, więc odpowiedziałem im po prostu, że jeśli zrobimy to dobrze, to za 10 lat ludzie będą analizować to ujęcie w szkołach filmowych (śmiech)

Mam nadzieję, że rzeczywiście tak się stanie, bo to świetne otwarcie dla tego filmu. W jaki sposób rozmawialiście o tej i innych sekwencjach z operatorem, Bogumilem Godfrejowem?

Muszę przyznać, że Bogumił spadł mi z nieba. Miałem bardzo konkretne wymagania względem operatora i okazało się, że Bogumił spełnił je wszystkie. Zależało mi na operatorze z Polski, bo polska sztuka operatorska jest naprawdę znakomita, słynna zresztą na cały świat. Potrzebowałem kogoś, kto potrafi odnaleźć się w różnego rodzaju działaniach – kto miał doświadczenie z niezawodowymi aktorami, pracował ze stylem dokumentalnym, ale także potrafił dobrze panować nad ujęciami z ręki. Długo szukałem najlepszego kandydata, ale nikt nie wydawał się odpowiedni. Kiedy zaś poznałem Bogumiła, szybko znaleźliśmy wspólny język. Okazało się, że czytał moje książki i że mamy bardzo podobne spojrzenie na kino. Zaczęliśmy wymieniać się pomysłami i szybko zorientowaliśmy się, że chcemy osiągnąć ten sam cel. Od tego momentu współpraca poszła bardzo sprawnie, choć tak jak przy sekwencji otwierającej, musieliśmy włożyć w nasze działania bardzo dużo pracy.

“Nosorożec” to film niezwykle mroczny, dosadny, pełen krwi i przemocy. Prezentujesz bardzo naturalistyczne podejście do przemocy. Dlaczego zależało ci właśnie na takim obrazowym pokazaniu jej aktów, dokonywanych przez bohaterów? Na ile jest to odwzorowanie rzeczywistości, a na ile zamysł artystyczny? 

Szczerze mówiąc - rzeczywistość była jeszcze bardziej brutalna niż to, co przedstawiam w filmie. Ja nie lubię przemocy i nie chciałem nadmiernie nią epatować. Jednak podejmując temat światka przestępczego, trochę nie mogłem od tego uciec. Nie wierzę w „dobrych gangsterów” i ludzi, którzy dokonują złych uczynków z dobrych pobudek. Oczywiście – nikt nigdy nie myśli o sobie jako o „złym człowieku”, ale chciałem też pokazać, jak przemoc rodzi kolejną przemoc, jak rozwiązania siłowe nigdy nie są odpowiednim rozwiązaniem, bo prowadzą do kolejnego rozlewu krwi. W tym kontekście ważne było więc pokazanie, jak bardzo brutalne to były czasy i jak mocno mogły wpłynąć na psychikę bohatera i całego społeczeństwa.

W tym kontekście muszę zapytać też o najważniejszą i najtrudniejszą do oglądania scenę - moment przybijania nóg gwoździami do podłogi. Dlaczego zależało Ci, aby ukazać ją w tak dosłowny, dokładny sposób? I jak zapatrujesz się na czytanie jej w kontekście Chrystusowym? W końcu przybijanie ciała do drewna w naszym kręgu kulturowym ma dość klarowne konotacje.

Cieszę się, że o to pytasz. Pisząc scenariusz do „Nosorożca” zależało mi bowiem nie tylko na opowiedzeniu historii gangsterskiej, osadzonej w latach 90., ale także na próbie poszerzenia perspektywy i spojrzenia na historię przez pryzmat biblijnych odniesień. Zwróć proszę uwagę, że gdy w pewnym momencie akcja przenosi się do Niemiec, bohater przedstawia się jako Piotr. Był to przecież jeden z apostołów Chrystusa.

Kadr z filmu "Nosorożec"
fot. mat. prasowe/Warszawski Festiwal Filmowy

W podobnym klimacie można też czytać tajemniczego bohatera, z którym „Nosorożec” rozmawia w samochodzie.

Tak. Dziękuję, że to mówisz, bo to oznacza, że wszystkie moje założenia się udały. Nie chcę zbytnio wchodzić w ikonografię tej sceny, ale sam fakt, że o niej wspominasz w tym kontekście, mówi mi, że jest ona tak klarowna i zrozumiała, jak sobie założyłem.

Wracając jednak do wspomnianej przez Ciebie sceny „ukrzyżowania”. Tak, oczywiście – można czytać ją w kontekście tego, co przytrafiło się Jezusowi Chrystusowi. Należy jednak pamiętać, że nie jest to mój artystyczny wymysł, a coś, co wydarzyło się w prawdziwym życiu. Sekwencja ta bazuje bowiem na tym, co przytrafiło się mojemu przyjacielowi, który był inspiracją dla powstania tej historii. Tak bardzo mną to wstrząsnęło, że wiedziałem, że muszę sobie z tym poradzić poprzez przepracowanie tego w filmowej formie.

To kolejna bardzo wyrazista, dosadna scena. Dlaczego zdecydowałeś się przedstawić ją w tak dużym detalu?

Nie wiem (śmiech). A tak na poważnie to był to długi proces decyzyjny. Wiedziałem, że musimy zachować balans między poszczególnymi elementami, że nie możemy zbytnio przytłoczyć widza, ani epatować nadmiernie brutalnością, bo wtedy może ona stracić na swojej mocy. A mi zależało, żeby te sekwencje miały swój rytm, swoje znaczenia, były godne zapamiętania. 

Film przypomina grę w bilarda. W tym znaczeniu, że żaden element nie może przytłaczać pozostałych i wszystkie działania, które podejmujesz, dążą do wspólnego celu. Dopiero, jeśli dobrze rozegrasz wszystkie elementy, osiągniesz sukces. Nie jestem zresztą fanem komplementów, w których jedna rzeczy przytłacza resztę. „Świetne zdjęcia”, „świetne aktorstwo”. Dużo bardziej wolę, gdy ktoś mówi mi po prostu: „świetny film”. Mam wtedy poczucie, że oznacza to, że wszystkie elementy zagrały ze sobą w odpowiedni sposób i tak, jak w partyjce w bilarda, gdzie każda bila przybliża nas do zwycięstwa, tak tutaj udało się stworzyć perfekcyjnie zbilansowaną grę/film. 

Oglądaj

Główny aktor Twojego filmu to postać bardzo charakterystyczna. Jak doszło do tego, że obsadziłeś właśnie Serhia Filimonova? Jakie jego cechy sprawiły, że wiedziałeś, że będzie idealnym kandydatem do tej roli? I jak pracowało Ci się z naturszczykiem, bez formalnego doświadczenia aktorskiego?

Znalezienie odpowiedniego protagonisty to była połowa pracy castingowej (śmiech). Długo szukaliśmy właściwej osoby. Bardzo zależało mi na tym, żeby w głównej roli obsadzić kogoś, kto nie miał formalnego aktorskiego wykształcenia. Miałem bardzo dobre wspomnienia z pracą z naturszczykami przy „Gamerze”, więc czułem, że to będzie odpowiedni krok także dla tego projektu. Zresztą chciałem Cię zapytać – czy widać kto w tym filmie jest profesjonalistą, a kto nie?

Nie, rzeczywiście ten miks jest tak naturalny, że na pierwszy rzut oka trudno to powiedzieć.

Dokładnie. Bardzo zależało mi na osiągnięciu tego efektu i żeby te postaci zwyczajnie sprawiały wrażenie naturalnych. Poszukiwania głównego bohatera trwały naprawdę długo. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że casting zaczęliśmy jeszcze przed 2014 rokiem, kiedy z powodu mojego wtrącenia do więzienia, musieliśmy wszystko przerwać. Kiedy po moim wyjściu rozpoczęliśmy na nowo, jeden z moich współpracowników podesłał mi zdjęcie Serhieja. Pomyślałem sobie wtedy: „toż to zwierzę”. Od razu czułem, że to może być „mój Nosorożec”. Serhii był w wojsku, miał też przeszłość, związaną z bojówkami kibolskimi. Miałem wrażenie, że on miał nieprzyjemność żyć w świecie podobnym do tego, który pokazujemy na ekranie.

Kiedy spotkaliśmy się w kawiarni, byłem w ciężkim szoku – osoba, która przyszła w niczym nie przypominała człowieka, którego widziałem na zdjęciach. Dostrzegłem jednak, że Serhii posiada wszystkie cechy, których potrzebował nasz bohater. Poprosiłem go więc o kilka rzeczy, w celu odpowiedniego przygotowania do roli. Przede wszystkim – powiedziałem mu, że powinien nabrać masy mięśniowej i przytyć ok. 10 kilogramów. Zgodził się. Casting trwał długo, a Sierhej przeszedł wszystkie części, w tym całodniowe zdjęcia próbne z różnymi kandydatami i zwyczajnie okazał się najlepszy z całej grupy mężczyzn, których braliśmy pod uwagę do tej roli. Jestem niezmiernie zadowolony, że udało nam się z nim pracować i że mogłem pokazać światu jego talent.

Wspomniałeś, że przedstawiona tu historia bazuje poniekąd na doświadczeniach twojego przyjaciela. Czy w związku z tym miał on już szansę obejrzeć film?

Nie. Sądzę, że na razie nie jest gotowy, żeby go już zobaczyć. A przynajmniej ja nie jestem jeszcze gotowy mu go pokazać.

Oleg Sencov podczas procesu w Rosji w 2015 r.
fot. AP/East News

Na zakończenie chciałem dopytać jeszcze o Twoje doświadczenia więzienne. W jaki sposób udało Ci się przetrwać w areszcie i podczas strajku głodowego?

Tym, co dodawało mi sił, w szczególności podczas okresu strajku głodowego, było pisanie. Codziennie pisałem wiele stron tekstów, aby przenieść się w inne miejsce, zapomnieć co dzieje się wokół. Mówiłem, że „piszę o przestrzeni (kosmicznej)”. To pozwalało mi odciąć się od bieżącej sytuacji. Nie chcę jednak za bardzo wchodzić w ten temat. Dodam tylko, że jestem bardzo wdzięczny wszystkim ludziom, a w szczególności polskim aktywistom oraz polskiemu środowisku artystycznemu, którzy mnie wspierali. Gdy dostałem zdjęcia z Warszawskiego Festiwalu Filmowego oraz z gali rozdania polskich Orłów, czułem otuchę i wsparcie. To było bardzo pomocne w całym procesie nie poddawania się w moich postanowieniach. 

Wracając do samych tekstów, które pomagały mi każdego dnia – było ich tak dużo, że nie tylko udało mi się na ich bazie opublikować książkę, ale też mam już cztery gotowe scenariusze. Jeden z nich chciałbym zrealizować w USA, z amerykańskimi gwiazdami, gdyż dotyka historii tego kraju.

Oleg Sencov - ukraiński reżyser i aktywista. Pochodzi z Krymu. W maju 2014 r. aresztowany na okupowanym przez Rosję Krymie za m.in. planowanie działalności terrorystycznej. Skazany na 20 lat łagru. Zwolniony z więzienia w 2019 r. w ramach wymiany więźniów pomiędzy Rosją i Ukrainą. Wcześniej społeczność międzynarodowa i twórcy kultury domagali się jego wypuszczenia. W 2018 r. otrzymał Nagrodę Sacharowa, przyznawaną przez Parlament Europejski.

Michał Kaczoń
Michał Kaczoń

Dziennikarz kulturalny i fan popkultury w różnych jej odmianach. Wielbiciel festiwali filmowych i muzycznych, których jest częstym i chętnym uczestnikiem. Salę kinową traktuje czasem jak drugi dom. 

Adres e-mail: michal.kaczon@eurozet.pl

logo Tu się dzieje