Obserwuj w Google News

"Kamdesh. Afgańskie piekło": recenzja nowego filmu Roda Luriego

3 min. czytania
13.08.2021 18:37
Zareaguj Reakcja

"Kamdesh. Afgańskie piekło" to film wojenny z gwiazdorską obsadą, który 13 września 2021 roku zadebiutował na VOD. Czy warto obejrzeć najnowszy film Roda Luriego? My już widzieliśmy i oceniamy.

"Kamdesh. Afgańskie piekło": recenzja nowego filmu Roda Luriego
fot. materiały prasowe Kino Świat

Z powodu trwającej pandemii COVID-19 film "Kamdesh. Afgańskie piekło" trafił prosto do dystrybucji VOD, jednocześnie omijając ekrany kinowe. A szkoda, bowiem nowy film twórcy "Ostatniego bastionu" zasłużył na znacznie większy rozgłos, niż ostatecznie otrzyma.

"Kamdesh. Afgańskie piekło": recenzja filmu

"Kamdesh. Afgańskie piekło" to film oparty na prawdziwych wydarzeniach, do których doszło 3 października 2009 roku pod tytułowym Kamedeshem, stanowiący niejako adaptację książki Jake'a Tappera "The Outpost: An Untold Story of American Valor". Produkcja, o budżecie w wysokości zaledwie 5 milionów dolarów, podejmuje temat jednej z najkrwawszych batalii wojny w Afganistanie, kiedy to amerykańskim żołnierzom przyszło stawić czoła wrogowi o miażdżącej przewadze liczebnej. Ale po kolei. 

Akcja przenosi nas do niewielkiego posterunku amerykańskiej armii, który - z uwagi na położenie w dolinie zewsząd otoczonej górami - można śmiało określić mianem śmiertelnej pułapki. Zadaniem żołnierzy, których losy przyszło nam śledzić, było monitorowanie przerzutu broni z Pakistanu. Wspomnianego już 3 października 2009 roku doszło jednak do zmasowanego ataku przeciwnika, którego - na pozór - nikt nie miał prawa przeżyć. Stało się jednak inaczej.

"Kamdesh. Afgańskie piekło", czyli kameralnie o wojnie w Afganistanie

"Kamdesh. Afgańskie piekło" znacząco odstaje od hollywoodzkich widowisk wojennych na miarę "Przełęczy ocalonych", czy dość świeżego "1917". Nie uświadczycie tu zapierających dech w piersiach kadrów, podniosłych momentów, czy widowiskowej ścieżki dźwiękowej. Zamiast tego czeka was obraz pełen krwi, brudu, potu i łez. I to właśnie stanowi największą siłę obrazu Roda Luriego.

Obsadzenie w głównych rolach powszechnie znanych i cieszących się dużą popularnością aktorów (Scott Eastwood, Orlando Bloom, Milo Gibson) pozwoliło reżyserowi dodatkowo spotęgować stale narastające napięcie - nikt tu bowiem nie jest bezpieczny, co czujemy już od pierwszych minut, choć te są zaskakująco spokojne. "Kamdesh. Afgańskie piekło" to film jasno podzielony na dwie części. W pierwszej z nich, z wyjątkiem sporadycznych "miniataków" i wystrzałów, nie dzieje się zbyt wiele. Rod Lurie umiejętnie buduje więź emocjonalną między odbiorcą, a bohaterami, byśmy w późniejszych aktach mogli drżeć z obawy o ich życie. I choć produkcja chwilami wydaje się przydługa, cel zostaje osiągnięty. Druga część to już dramatyczna walka o przetrwanie i kino wojenne pełną gębą. Jednak wciąż w kameralnym wydaniu.

materiały prasowe Kino Świat
fot.

W trakcie całego starcia kamera niemalże bez przerwy podąża za bohaterami, przez co jako widz możemy odnieść wrażenie, że oto staliśmy się pełnoprawnymi członkami akcji. Zdarzają się momenty, w których w zasadzie niewiele widzimy i nie do końca wiemy, co się dzieje, a to tylko dodaje całości porażającej autentyczności. Choć Rod Lurie niejako rozlicza dowództwo, w niemy sposób stawiając pytania, czy do rzeczonego starcia w ogóle musiało dojść, robi to w sposób subtelny i niewymuszony. Nie moralizuje, nie wytyka palcami, a pozwala, by odbiorca sam wyciągnął wnioski. 

"Kamdesh. Afgańskie piekło" to przede wszystkim hołd dla żołnierzy poległych podczas tej zaciekłej batalii. Reżyser jednak nie stawia na wyciskanie z nas łez i nadmierny patos, tak typowy dla kina wojennego. Nie ma tu miejsca na płomienne przemowy (zamiast nich otrzymujemy nierzadko "prymitywne" i wulgarne dialogi), co dodatkowo uświadamia nam fakt, że nie mamy tu do czynienia z hollywoodzkimi superbohaterami, a ludźmi z krwi i kości, którzy narażali i oddawali życie podczas bitwy. Heroicznych czynów tu nie brakuje, jednak nierzadko bohaterskie zrywy zostają szybko spacyfikowane i kończą się fiaskiem. Znów - nie jesteśmy w końcu w Hollywood. Nie oznacza to jednak, że zabrakło naprawdę wzruszających momentów. Rod Lurie potrzebuje jednak tylko kilku krótkich ujęć, by w skuteczny sposób podkreślić bohaterstwo amerykańskich żołnierzy. Ich braterstwo i zaciekłą walkę nie tylko o siebie, ale także wszystkich pozostałych. Gwarantuję, że cytat "W jego żyłach płynie teraz nasza krew" zostanie z wami jeszcze na długo po seansie.

materiały prasowe Kino Świat
fot. materiały prasowe Kino Świat

Na pochwałę zasługuje również aktorstwo, choć prawda jest taka, że tylko Scott Eastwood i Caleb Landry Jones (któremu wróżę nominację do Oscara) mieli tu szansę na popis. Bowiem to właśnie ich bohaterowie otrzymują największą ilość czasu ekranowego, a reszta (z uwagi na mnogość postaci) przewija się gdzieś na drugim planie. Wszyscy stanęli jednak na wysokości zadania.

Reasumując, "Kamdesh. Afgańskie piekło" to kino wojenne jakiego potrzebowaliśmy i szczerze żałuję, że nie przyjdzie mi zobaczyć go na wielkim ekranie. 

Ocena: 8/10

Chcesz być na bieżąco? Dołącz do grupy " Filmy i seriale - newsy i dyskusje fanów" na Facebooku.

####default####